Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gło ostatecznej zagładzie. Całe miasta, całe prowincje zapadały się momentalnie wgłąb czeluści, szczyty górskie znikały z powierzchni ziemi, jak domki z kart, zwalane nieostrożną ręką dziecka. Tam, gdzie ciągnęły się łańcuchy gór, tworzyły się doliny, których dno to podnosiło się w górę, to opadało, poruszane bezustannie coraz potężniejszymi wstrząsami.
Amerykańska stacja radjotelegraficzna kanału Panamskiego dawała, acz z wielkim trudem, prawie do drugiej w nocy znaki życia, komunikując o całkowitem zniszczeniu kanału i przemianach w konfiguracji terenu na Międzymorzu.
Ostatnia depesza, wysłana przez nią, brzmiała rozpaczliwie. Fale morza Karybskiego i zatoki Panamskiej wdzierały się na ląd, zagarniając łapczywie coraz większe przestrzenie. Dalszy ciąg depeszy urwany był w połowie słowa: „giniemy“.
Około trzeciej godziny w nocy ryki wulkanów, huk walących się i zapadających w bezdenną próżnię gór stał się tak wielkim, że odgłosy jego dochodziły na północ, aż do uszu mieszkańców stanu Arizona i Texas, na południe zaś — do Kolumbji i Wenezueli.
Trzęsienie ziemi objęło również Kubę, Ja-