Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wił po raz wtóry, jeszcze potężniej, jeszcze groźniej.
Wody Oceanu Spokojnego, wzburzone wybuchem, rzuciły się na nieszczęsne S. Jose, zatapiając wszystko, co pozostało jeszcze żywem. Zaledwie kilkunastu szczęśliwców oszczędziły chłodne fale.
Statki, stojące w porcie, zerwawszy się z kotwic, gruchotały się wzajemnie lub porwane straszliwym wirem szły na dno.
Gwatemala, wesoła stolica kraju, spowita w liście wiecznie zielonych magnolji i mirtów, kipiąca za dnia ruchem i gwarem, rozbrzmiewająca wieczorem rzewnymi dźwiękami gitar i mandolin oraz namiętnymi słowami miłosnych pieśni, znalazła grób na dnie bezdennej szczeliny, jaka rozwarła łono ziemi na szerokość kilkunastu kilometrów, biegnąc zygzakowatą linją od zatoki Honduras, łącząc się z sobą i odcinając tym sposobem Meksyk od pozostałej części kontynentu Południowej Ameryki.
Leżące na północo-zachód od stolicy Quezaltenango, zniknęło z powierzchni ziemi.
Wulkan nie uznawał snać granic politycznych, gdyż najbliższe miasta republiki Salwador, Santa Anna i S. Salwador uległy również doszczętnej zagładzie.