Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/504

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rze rozniosą go na swych długich, zakrzywionych nożach!
Rozmyślając tak, stanął przed wypukłą ścianą statku. Ostrożnie, zważając na każde stąpnięcie, począł piąć się po drewnianych schodach ku pokładowi. Stanął wreszcie na burcie i bacznym spojrzeniem obrzucił pokład, wznoszący się tuż przed nim prostopadle niemal ku górze.
Liczne otwory pokładu ziały przeraźliwą pustką. Z wnętrza statku nie dobiegał najsłabszy nawet szmer.
Trzymając w zdrowej ręce gotowy do strzału rewolwer, wślizgnął się w wąski kurytarz, w którym znajdowały się kajuty obu oficerów.
Przyłożył ucho do drzwi kajuty Talao Matsue. Kompletna cisza! Posunął się o parę kroków dalej i stanął przed pokojem porucznika. Nagłem pchnięciem rozwarł drzwi i wpadł do środka. Pusto! Obrzucił kajutę bacznem, śledzącem każdy szczegół, spojrzeniem. Nie znalazł nic takiego, co przypominaćby mogło obecność kobiety.
Zwiesił ponuro głowę. Ostatnia iskra nadziei, tlejąca w jego mózgu znikła... na zawsze!
Lecz niebawem żałość jego zamieniła się