Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/501

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego myśli gęsty tuman półświadomości. Czasami zasłona ta stawała się tak nieprzeniknioną, że mózg jego nie mógł uchwycić najnędzniejszych nawet strzępów wspomnień. Lecz nagle tuman niepamięci znikał, jak gdyby zegnany powiewem wichru i wówczas przed oczyma jego stawała słodka postać Amy, z poza której wysuwały się iskrzące zachwytem źrenice Tomari i zimna fanatycznym uporem tchnąca, twarz Talao Matsue.
Lecz twarze japończyków, jak również i postać Amy przesłaniały natychmiast nadciągające ze wszystkich stron strzępiaste kłęby dymów i płachty płomieni, zdających się lizać jego ciało swymi krwawymi jęzorami.
I znów wszystko to pokrywał mrok tumanu. Zdawało mu się wówczas, że zapada w jakąś nieznaną otchłań, z której niema już powrotu.
Czasami z ust jego wybiegał cichy szept rozczulenia, a oczy błyszczały szczęściem na widok drogiej zjawy. Lecz niebawem okrzyki przerażenia i rozpaczne jęki odbijały się echem od metalowych ścian kajuty i powracały doń, zwiększając grozę.
Wreszcie zapadł napoły w odrętwienie,