Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyjdzie, bo ma być mężem tej kobiety, którą mu damy. Nie może się wobec tego narażać! Przyjdzie nas czterech! Rozważ to dobrze... czterech po jedną kobietę!
Wyhowski posunął się o krok ku niemu.
— Czterech po... śmierć! — wybuchnął.
Stali naprzeciw siebie, mierząc się pełnemi wściekłości spojrzeniami.
— Ostatni raz pytam cię, biały człowieku, czy oddasz nam dobrowolnie jedną z kobiet? — przerwał milczenie spokojny głos Talao Matsue.
— Nie... dopóki ja tu jestem, żadna z nich nie będzie waszą i przysięgam, że...
— Nie przysięgaj pan! — przerwał jego słowa drwiący głos pani Athow.
Rozmawiający podnieśli głowy w górę. W rozwartym oknie kabiny stała Daisy.
— Jakiem prawem przemawia pan w naszem imieniu? Przed chwilą twierdził pan, że białe kobiety mają wolę, której nikt nie może łamać! Prawda... mówił pan to! A teraz ignoruje pan naszą wolę! — mówiła drwiąco, mierząc nienawistnem spojrzeniem Wyhowskiego.
— Zresztą, może pan być rzecznikiem Amy... to jej sprawa, lecz nigdy moim! Nie upoważniałam pana do tego! Sama potrafię decydować o sobie!