Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XV.

Wyhowskiego zbudził przyciszony okrzyk, nawołujący go po nazwisku. Otrząsnąwszy się z resztek snu, klejącego jego oczy, przekonał się, że okrzyk dobiega z zewnątrz.
Wychylił się przez rozwarte okno. Na wybrzeżu, obok skrzydła, wrzynającego się w ląd, stał Talao Matsue i, zadarłszy w górę głowę, powtarzał swój okrzyk. Zdala, poza skrzydłem stał Tomari ze spuszczoną głową.
Była zaledwie szósta. Wyhowski ubierał się szybko, dziwiąc się w duchu tak wczesnej wizycie japończyków, którzy zresztą od paru już dni nie pojawiali się na „Ptaku“.
— Panie, naturalnie, śpią? — zapytał grubym szeptem Matsue, witając się z Wyhowskim.
Ten, podając rękę porucznikowi, który w tej chwili zbliżył się właśnie ku nim, od-