Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/456

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak szalony, żegnając gorączkowo japończyków.
— Co zamierzasz pan uczynić — zapytał Matsue.
— Szukać... szukać! Żebym miał przy tem wyzionąć ducha, muszę odnaleźć skrzynkę! Muszę! — rzucał prędkie słowa Wyhowski. — Przeszukam jeszcze raz tamto wybrzeże!
— Pomożemy panu! Zawsze co trzy pary oczu, to nie jedna! — rzekł flegmatycznie Matsue.
Lecz poszukiwania te, pomimo, że wzięło w nich udział nietylko trzy, ale pięć par oczu, gdyż uczestniczyły w nich obie panie, nie dały żadnych rezultatów. Nie natrafiono na najmniejszy bodaj ślad, któryby mógł służyć za wskazówkę przy dalszych poszukiwaniach.
Wyhowski i Tomari przeprawili się w składanej, gumowej łódeczce na mniejszą wyspę i przeszukali ją szczegółowo. Rezultat był żaden.
Pod wieczór powrócili marynarze, wysłani przez Talao Matsue na poszukiwania. Nie natrafili na żaden ślad.
Talao Matsue odciągnął Wyhowskiego w stronę od pań, rozmawiających z Tomari.
Zdaniem jego chory, skradłszy skrzynkę,