Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzi, sam stanął na czele przeszukujących statek. Znał go wyśmienicie, to też nie pominięto w poszukiwaniach najmniejszego zakątka. Po trzech godzinach wytężonej pracy Talao Matsue zaręczył słowem honoru, że uciekiniera stanowczo niema na statku.
Na rozkaz jego trzej marynarze udali się natychmiast na zwiedzenie zachodniego wybrzeża, którego teren był lekko falisty.
Złamany zupełnie, stał Wychowski obok bezwładnego „Asuka Maru“, nie słysząc, zda się zupełnie, pocieszających słów obu japończyków.
Wreszcie, opanowawszy się nieco, począł zaznajamiać ich z sytuacją, wytworzoną przez utracenie wentyli.
— Jeżeli wentyle nie odnajdą się, to będziemy mogli wówczas uważać się za zupełnie odciętych od świata — mówił ponuro. — Radjostacja „Ptaka“ zamilknie na zawsze i nawet, gdyby rzeczywiście zachowali się jeszcze ludzie na ziemi, nie nawiążemy już z nimi kontaktu. Pozatem utracimy światło... akumulatory nabijały się przez działanie motorów. O locie wogóle nie może być mowy, chociaż... sprawa to najmniejszej wagi...
— Czemu? — pytał zadziwiony Tomari.