Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jednak wówczas, gdy wyprowadza się go na spacer, gdyż inaczej pozabijałby nas chyba.
— Czemu to robi? — pytał Wyhowski, wzdrygając się mimowoli na wspomnienie widzianego przed chwilą.
— Zdaje mi się, że ze wszystskich uczuć pozostała mu jedynie pamięć o uczuciu głodu. Zapewne łódź błąkała się długo po morzu i będący w niej cierpieli straszliwy głód. I on i jego nieżywi towarzysze mieli wygląd istnych kościotrupów — wyjaśniał Tomari.
— Byłby to więc instynktowny odruch zabezpieczenia się na przyszłość — rzekł po namyśle Wyhowski. — To jednak wskazuje, że tam, pod czaszką przebłyskuje rozumna, bądźcobądź, myśl.
— Ale tylko ta jedna, jeśli to wogóle można uważać za myśl! — ozwał się Matsue. — Wierz mi pan, że to stracony człowiek... zupełnie stracony! Panie, toż ja całemi godzinami siedziałem przy nim, próbując najróżnorodniejszymi sposobami zbudzić w nim chociażby kruszynę inteligencji! Na nic! Tomari też próbował... pan rozumie.... ciekawi byliśmy przecież wiadomości ze świata! Pień drewna... nic, tylko pień!
— Może widok żony oddziała nań doda-