Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tnio? — poddał Toman, przerywając ciszę, jaka zapanowała po słowach kapitana.
— Phi... może, chociaż i w to wątpię! — ozwał się ten ostatni.
Wyhowski gryzł wargi, usiłując nadaremnie znaleźć jakikolwiek punkt wyjścia. Powinien już być z powrotem na „Ptaku“! Niecierpliwią się tam, a może i niepokoją o niego! Wrócić i... co? Ukryć przed Amy okrutną prawdę, czy też wyjawić wszystko bez ogródek? A może Tomari ma rzeczywiście rację? Może obłąkany oprzytomnieje, ujrzawszy twarz żony? Przecież oni się tak kochali!
Lecz wóczas...?
Przeciągnął dłonią po gorejącem czole, czując, że i jego poczyna chwytać obłęd.
Wreszcie powziął nieodwołalną decyzję.
W kilkanaście minut później krzepkie dłonie bosmana i jego zastępcy trzymały wyjącego z wściekłości obłąkanego, którego kucharz „Asuka-Maru“ mył i golił, nadając mu temsamem więcej ludzki wygląd, gdyż takiego jakim był obecnie niesposób było pokazać Amy.