Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Spojrzyj pan, tylko ostrożnie, przez okienko, a ujrzysz pan ciekawą rzecz! — szepnął cicho.
Obłąkany rwał zębami mięso na małe kawałki i czołgając się po podłodze ukrywał je gdzie się tylko dało. Największą ilość ukrył pod siennikiem tapczanu oraz w ubraniu.
Na obliczu jego widniał wyraz chytrości. Od czasu do czasu wybuchał krótkim, przyciszonym chichotem.
Nagle wzrok jego padł na okienko i widniejącą w niem twarz Wyhowskiego.
Zerwał się w jednej chwili i wydając dzikie okrzyki wściekłości, runął na drzwi, które zadygotały pod parciem jego ramion.
Wyhowski odsunął się na bok.
Matsue ujął go pod ramię i powiódł do swej kajuty, znajdującej się na przeciwnej stronie statku.
— Niechaj pan nie sądzi, że głodzimy go! — rzekł, gdy znaleźli się we trzech w kajucie. — Nie... dostaje tyle, co i każdy z nas, a nawet i więcej. Ale od czasu do czasu musimy dokonywać rewizji tak w kajucie, jak i przy nim, gdyż, jak pan widział, ma zwyczaj chowania żywności, która szybko psuje się, zanieczyszczając powietrze. Robimy to