Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyhowski z bijącem sercem spojrzał wewnątrz kajuty przez mały, grubą kratą opatrzony, otwór w drzwiach, zamkniętych na żelazną zasuwę.
Wnętrze kajuty było ciemne, gdyż światło wpadało jedynie przez niewielki otwór w ścianie, będącej obecnie pułapem.
Na tapczanie widniała zgarbiona postać ludzka. Zdawało się, że leżący spał, gdyż nie uczynił żadnego ruchu ni też nie rozwarł oczu, chociaż szczęk odsuwanej zasuwy był dość głośnym.
Wyhowski, a z nim Matsue i Tomari pochylili się nad leżącym.
Tomari dotknął lekko jego ramienia.
Leżący podniósł powieki. Przez chwilę spoglądał bezmyślnym wzrokiem na twarze pochylonych nad nim, poczem uniósł się na łokciu i wpatrzył się w kąt kajuty.
Wyhowski z trudem poznał w nim swego kuzyna. Zarośnięty, z powichrzonymi na głowie włosami, brudny sprawiał wrażenie włóczęgi-alkoholika, przepędzającego noce w aresztach policyjnych cyrkułów.
— Edwardzie! — ozwał się Wyhowski, ujmując dłoń obłąkanego — Edwardzie! To ja, Jerzy!
Devey nie uczynił najmniejszego nawet ruchu.