Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyhowski obojętnym skinięciem głowy zgodził się z tem.
Matsue przysunął się do Tomari, który począł rozmawiać z nim żywo, wskazując co chwila nieznacznym ruchem głowy kołyszący się przy brzegu wyspy aeroplan.
— Pan sam przybył, czy też...? — urwał w połowie pytania kapitan, dostrzegłszy rysującą się na czole lotnika głęboką zmarszczkę zadumy.
Lecz Wyhowski ocknął się z zamyślenia.
— Towarzyszą mi w tej wyprawie dwie angielki, z których jedna jest mą daleką kuzynką — rzekł obojętnym tonem.
Na twarzach obu oficerów odmalowało się zdziwienie.
Wyhowski dostrzegł to.
— Przybycie nasze tutaj nie spowodowała chęć ucieczki przed ostatnimi wypadkami, lecz nadzieja, że kuzynka ma, lady Devey odnajdzie swego męża, który w końcu zeszłego roku zaginął na tych wodach — wyjaśnił japończykom.
Matsue i Tomari, jak gdyby tknięci jedną i tą samą myślą rzucili się ku niemu.
— Devey? Czy nie Edward? Prezes jakiegoś Towarzystwa Naukowego, czy też czegoś w tym rodzaju? — zakrzyknął Matsue.