Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie! To wszystko tak się dziwnie przedstawia, że wolę mieć was wszystkich przy sobie! — mówił, nie spuszczając wzroku z wąskiej linji, majaczącego na horyzoncie wybrzeża — Zatrzymamy się z decyzją do południa! Dokonasz pan pomiarów i wtedy będziemy wiedzieli coś konkretnego!
Pochylił się nad mapą na stole szklanej kabiny.
— Kto był na służbie dzisiejszej nocy? — zapytał po chwili.
— Od godziny pierwszej zmienił mnie bosman. Od piątej rano objąłem służbę z powrotem — wyjaśnił porucznik.
— Przyszło mi na myśl, że sternik mógł się upić i dał fałszywy kurs na... o, spójrz tutaj, na południo-wschód! W takim razie mielibyśmy przed sobą brzeg przylądka Czukockiego! Innego wytłumaczenia tej całej awantury nie mogę sobie przedstawić! — zakonkludował Matsue, podnosząc wzrok na swego pomocnika.
Ten milczał, lecz kapitan poznał z wyrazu jego twarzy, że nie podziela on jego zdania. Dotknęło go to nieco.
— Szczeniak! Zawsze musi mieć swe odrębne zdanie! — pomyślał z niechęcią, zaś głośno rzucił, nieprzywykłym do najlżej-