Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pojawienie się kapitana na pokładzie odsunęło sprawę przebłagania „ducha“ na drugi plan. Narazie wszyscy, poczynając od bosmana, kończąc na zasmolonym kucharzu, który korzystając z zamieszania, spóźnił się dzisiaj haniebnie ze śniadaniem, wyczekiwali decyzji swego zwierzchnika, zdającego się być niemniej od nieb zaskoczonym niespodzianką.
Tymczasem na rozkaz Matsue maszyna przeszła na neutralny bieg. Statek stanął nieruchomo, kołysząc się lekko pod naporem przelewających się leniwie fal.
Bosman pierwszy ocenił rozkaz kapitana.
— Mądry! — szepnął półgłosem, kręcąc głową — Nie każe gasić pod kotłami, aby móc uciec stąd każdej chwili!
Załoga szemraniem uznania powitała słowa bosmana.
Jeden tylko Sutu był nadal nastrojony pesymistycznie.
— To wszystko na nic! — mruczał uparcie — Jak „duch“ zechce, dogoni nas, choćbyśmy mieli maszyny sto razy silniejsze od naszej!
Porucznik zaofiarował się z chęcią dotarcia do lądu na motorowej szalupie, używanej do pościgu wielorybów. Talao Matsue po namyśle odrzucił ten projekt.