Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skądinąd ludzi! Przesądy takie posiadają zwykle za sobą poważną przeszłość. Przechodzą z ojca na syna, zawsze wiarygodne i aktualne.
Nic też dziwnego, że załoga „Asuka-Maru“, natknąwszy się na ląd w tem miejscu, gdzie go być nie powinno, ogarnięta została masowo panicznym strachem.
Stary Sutu, którego ojczyzną były niegościnne wyspy Kurylskie i który ongiś służył na korsarskich wielorybniczych statkach, twierdził uparcie, że któryś z załogi obraził zapewne potężnego „ducha morza“ i ten, mszcząc obrazę, przeniósł nocą „Asuka-Maru“ na drugą półkulę, na ocean Spokojny.
— Zobaczycie! — perorował namaszczonym tonem do otaczających go zwartem kołem towarzyszy. — Zobaczycie, że dotarłszy do tego szatańskiego lądu, który widnieje przed nami, przekonamy się, żeśmy się znaleźli u brzegów Alaski, a nawet może zagniewany „duch“ rzucił nas jeszcze dalej!
Słuchacze kiwali głowami na znak, że słowa starego Sutu mogą zawierać prawdę i surowym, podejrzliwym wzrokiem wodzili naokół, jakgdyby w poszukiwaniu tego nieszczęśnika, który ośmielił się zadrzeć z potężnym „duchem mórz“.