Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak i jej przyjaciółka pozostają na „Ptaku“. Dziwiono się powszechnie ich odwadze i entuzjazmowano śmiałym projektem przedarcia się jak najdalej na północ.
Jagger tylko i Selwin nie podzielali tego entuzjazmu. Ten ostatni, uchwyciwszy moment, gdy Wyhowski znalazł się sam, podszedł doń i silnym uchwytem swej dłoni potrząsnął kilkakrotnie jego prawicę.
— Ha... może i dobrze robicie, zostając! — rzekł przyciszonym głosem. — Wszystko jedno, gdzie umierać... tu, czy tam, a oszczędzicie sobie przynajmniej widoku tej zgrozy, jaka towarzyszyć będzie zagładzie ziemi.
Pomimo powtarzania sobie od szeregu miesięcy słów, podobnych do tych, jakie wypowiedział w tej chwili geolog, Wyhowski uczuł, że nagły chłód lęku przebiegł go całego, od stóp do głowy.
— Wierzysz w to niezbicie, profesorze? — zapytał również szeptem.
Po twarzy uczonego przewinął się zaledwo dostrzegalny cień smutku.
— Niestety.. muszę wierzyć! — odrzekł. — Historja nie notowała dotąd takiego zgodnego sprzysiężenia się niszczycielskich sił przyrody przeciwko człowiekowi. Kiedyś... w zamierzchłej przeszłości zapewne zdarza-