Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ne wiry powietrzne, że o wyrwaniu się z nich nie będzie nawet i mowy.
Doktór poparł go, przyznając, że rozgrzane bezwątpienia wokół słupa ogniowego powietrze, łącząc się z normalnem, wywołuje napewno groźne powikłania.
Selwin, jakkolwiek w głębi ducha przyznawał rację obydwóm, upierał się jednak jeszcze przez chwilę poczem kwaśnym tonem zauważył, że nie pozostaje im w takim razie nic innego, jak wracać na pokład „Idaho“, gdyż krążyć tak do rana bez celu wokół wulkanu niema chyba najmniejszego sensu.
Po namyśle Jagger zdecydował się powrócić na krążownik. Jako powód swej decyzji podawał konieczność zawiadomienia Towarzystwa Geograficznego o nagłem i masowem przebudzeniu się wulkanów Alaski.
Świtało już, gdy „Ptak Nadziei“ ukazał się ponad wejściem do zatoki Kenai.
Wyhowski oraz dwaj uczeni z prawdziwem przerażeniem dostrzegli ciemny pas skał, zamykający wejście do zatoki.
Tak Wyhowskiemu, jak i Jaggerowi szalony przestrach podniósł włosy na głowie.
Więc aż tutaj odczuto skutki wybuchów, jakich byli świadkami dzisiejszej nocy? Co