Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wierzchołka wspaniały pioropusz, niknący w czarnych zwojach dymu.
W pewnej chwili Wyhowski zamknął motory. Straszliwy chaos bezustannych huków i grzmotów uderzył uszy pasażerów „Ptaka“. Odróżnić można było w tem i salwy tysięcy dział i głuche pomruki nadciągającej burzy i jakieś potępieńcze wycia i świsty. Od czasu do czasu potworne detonacje, jakby wybuchy tysięcy kilogramów dynamitu, zagłuszały wszystko.
Uruchomiwszy z powrotem silniki, Wyhowski począł okrążać zdaleka słup ognia, wznosząc się spiralami ku górze.
Podnieconemi do ostateczności nerwami wyczuwał najlżejsze nawet drgania aparatu, gotów każdej chwili do ucieczki.
Aparat począł wreszcie zataczać szerokie kręgi wokół kolumny na wysokości pioropusza dymów.
Oczy uczonych, uzbrojone w szkła wyśmienitych lornet wpiły się chciwie w morze ognia widniejącego w dole. Wyhowski, zaciekawiony niezwykłem zjawiskiem, od czasu do czasu wychylał się również przez okienko.
— Krater bez porównania większy od kra-