Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sy, zdolne poruszyć z posad góry i skały. Drżenie przypominało lekkie drgawki, przejmujące ciało chorego w pierwszych momentach febry.
Wyhowski podniósł wzrok na płaski szczyt, zbadanego dzisiaj przez nich wulkanu.
Geolog odgadł myśl, nurtującą mózg lotnika.
— Narazie nic nam nie grozi — rzekł uspokajająco. — Zazwyczaj zapowiedzią działalności krateru są krótkie, gwałtowne wstrząsy. Dopiero w parę minut po nich następuje wybuch. Jakiego czasu potrzebuje pański aparat, aby oderwać się od ziemi? — dorzucił ciekawie.
— W tych warunkach przeszło minutę — odparł lotnik.
W tejże chwili nogi jego ugięły się, jak gdyby jakieś silne uderzenie podcięło je pod kolanami. Zatoczył się na bok i ze zdumieniem zauważył, że geolog wykonał również śmieszny ruch, przyklękając na oba kolana.
Z rozwartych drzwi kabiny „Ptaka“ dobiegł głośny, pełen niepokoju okrzyk Jaggera.
Selwin zerwał się z ziemi.
Wyhowski, nie czekając nań, wdrapywał się już po drabince na skrzydło aparatu. W parę sekund później wszystkie trzy mo-