Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciągnął dalej, nie spuszczając wzroku z jaskrawej kolumny. — To jakiś porządny wulkan! — dorzucił po chwili obserwowania. — Sądzę, że ta kolumienka posiada co najmniej do dwóch tysięcy metrów wysokości!
Wyhowski spojrzał nań niedowierzająco.
Geolog spostrzegł to i przez wąskie jego wargi przewinął się grymas ironicznego uśmiechu
— Nie wierzysz, kolego? — rzucił drwiącym nieco tonem — Nie zdaje ci się, żeby wulkaniki posiadały taką siłę? He... he, przyjacielu! Krakatoa, podczas pamiętnego wybuchu w dniach 26 i 27 sierpnia 1883 roku wypluwał dym i popiół na wysokość, ni mniej, ni więcej, tylko... dwudziestu pięciu tysięcy metrów! Na wysokość dwudziestu pięciu, jak obszył, kilometrów! Ot, jakie sztuki potrafi porządny wulkan!
Jagger z lornetą przy oczach stanął pomiędzy nimi. Przez dłuższą chwilę w kabinie panowało kompletne milczenie.
— Tak... nie ulega wątpliwości, że to ten ananas, któregośmy szukali — przemówił wreszcie doktór. — Ależ potężny słup ognia! Jak sądzisz pan? — zwrócił się do lotnika. — Jaka może być mniejwięcej odległość, dzieląca nas od niego?