Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Idaho“ przesiać niezwłocznie do Waszyngtonu lub też do San Francisco. Pozatem zawierała prośbę komunikowania natychmiast „Ptakowi Nadziei“ wszystkich wiadomości, tyczących się wypadków w Andach.
Nadawanie depeszy trwało zaledwie kilkanaście minut. Wyhowski zamknął motor i przeszedł wraz z doktorem do kabiny, gdzie Selwin, nie wypuszczając z ust fajki, ślęczał nad mapami.
Słońce kłoniło się już ku zachodowi, złocąc swym blaskiem ośnieżone zbocza gór. Doliny szarzały z każdą minutą coraz więcej.
W kajucie przez dłuższą chwilę panowała przejmująca cisza, przerywana tylko od czasu do czasu skwierczeniem tytuniu w fajce Selwina.
Jagger zatonął w trzcinowym fotelu i, przymknąwszy oczy, zdawał się drzemać.
Wyhowski gonił spojrzeniem zasuwającą się szybko poza szczyty czerwoną tarczę słońca.
— Ciekawe jest, ile wulkanów brało udział w tym koncercie? — ozwał się nagle geolog, podnosząc spojrzenie na Jaggera.
Ten, nie rozwierając oczu, wzruszył ramiona znak swej nieświadomości.
— A ileż, kochany profesorze, jest tam tych