Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go w tył w momencie, gdy znajdował się już na samej krawędzi otchłani.
Znalazł się nagle poza plecami swych towarzyszy. Przez ten krótki ułamek sekundy, w jakim zdążył rzucić spojrzeniem w przepaść, dostrzegł, że głęboko pod jego stopami, na tle ciemnego zbocza miga drobny przedmiot, niknący w oczach.
Przedmiotem tym było ciało Cherlesa Dawsona.
Milczenie przerwał drżący głos Jaggera, który, kreśląc nad przepaścią znak krzyża, uroczystym tonem polecał Stwórcy duszę nieszczęśliwca.
Selwin chmurnem spojrzeniem powiódł po twarzach swych towarzyszy.
— Lekkomyślność! Karygodna lekkomyślność — rzucił przez zęby.
— Taki wytrawny alpinista! Któż mógł przypuszczać! Człowiek, o którego zręczności i zimnej krwi opowiadano cuda! — biadał rozpaczliwie Jagger, ściskając dłońmi skronie.
Geolog wzruszył ramionami, zapewne dla zaznaczenia, że żadna zręczność ni też zimna krew nie zdolne są ocalić człowieka, którego objęły już objęcia śmierci, poczem, rzuciwszy wzrokiem na słońce, zauważył, że o ile chcą