Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ległem zboczem góry — wstawił się Jagger za Dawsonem.
Ten ustawił ich na występie skalnym, wrzynającym się łagodnem wygięciem wgłąb obwodu krateru.
Sam zajął miejsce na końcu wygięcia, dzięki czemu objektyw aparatu mógł uchwycie część zbocza przepaści.
— Zapomniał nas pan pouczyć, jaki mamy zrobić wyraz twarzy — żartobliwie rzucił Wyhowski.
— Poważny... bezwarunkowo poważny, jak przystało na członków naukowej wyprawy! — wesoło odrzekł Dawson, podnosząc aparat do wysokości swych oczu.
Przesunął się parę kroków w prawo, potem cofnął się nieco, szukając dogodnego punktu do ekspozycji. Wreszcie, trzymając wciąż przy oczach aparat, posunął się ku krawędzi krateru.
Zatrzymał się na chwilę, lecz widocznie miejsce to nie zadowoliło go, gdyż posunął się jeszcze o krok... dwa i, natrafiwszy prawą stopą na próżnię, zwalił się w przepaść, wydawszy krótki, zdławiony śmiertelnem przerażeniem okrzyk.
Wyhowski, pchnięty odruchem, rzucił się ku niemu, lecz silna dłoń geologa szarpnęła