Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ski ognia były najzwyklejszem światłem zorzy polarnej, a huki zapowiedzią burz, szalejących bardzo często w górach.
Ostatecznie nie dowiedziano się niczego pewnego.
Na trzeci dzień po zarzuceniu przez „Idaho“ kotwicy w zatoce Kenai „Ptak Nadziei“, niosąc w swem aluminiowem wnętrzu Wyhowskiego, doktora Jaggera i dwóch członków wyprawy, poderwał się lekko na falach zatoki i, pożegnawszy kilkakrotnem okrążeniem „Idaho“, poszybował na północ, ponad urwistymi szczytami gór.
Jeszcze w San Francisco inżynierowie warsztatów marynarki wojennej pod kierunkiem Wyhowskiego zastosowali u samolotu potrójny sposób startowania i lądowania. „Ptak Nadziei“ zaopatrzony był jednocześnie w pływaki, łyżwy i koła. Dzięki sprytnie obmyślanemu mechanizmowi aparat w każdej chwili mógł wznosić się z powierzchni wody, śniegu lub też z ziemi.
Piloci samolotów, będących na „Idaho“, jednomyślnie uznali, że „Ptak Nadziei“ jest doskonałością skończoną i poczęli odtąd z jawną pogardą traktować swe aparaty.
Wyhowski stał się odrazu najważniejszą osobistością wyprawy.