Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rze, wąskim językiem półwyspu Alaska, śmiało mogła nosić nazwę „terra incognita“.
Prace swe rozpoczęła ekspedycja od zbierania informacji wśród nielicznych indjan, koczujących latem nad zatoką z celu połowu ryb.
Lecz nawpół dzicy ci ludzie nie umieli dać żadnych wskazówek co do grzbietów górskich na północ od półwyspu Kenai.
— Są wysokie góry, ale dojść do nich nie można, gdyż mieszka w nich potężny Wanitu, pan ludzi i ziemi! Zazdrosny on jest wielce o swą władzę i każdego śmiałka, który wejdzie w wąwozy górskie, zabija!
Takie mniej-więcej słowa usłyszeli członkowie wyprawy od wszystkich indjan, jakich zdołano wybadać.
Co się zaś tyczy tajemniczego wulkanu, to zdania dzikusów były podzielone.
Jedni twierdzili, że „góra, ogniem oddychająca“, rzeczywiście istnieje, na dowód czego podawali takie fakty, jak częste wybłyski ognia daleko na północy i huk, nazywany przez nich głosem rozgniewanego Wanitu.
Inni, zapatrujący się więcej sceptycznie, podawali w wątpliwość wszelkie pogłoski o wulkanie. Według tych ostatnich, wybły-