Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rze runięcia naprzód, lecz obawa śmierci zatrzymała go na miejscu.
Przewożenie kobiet i dzieci trwało do późnego wieczora. Przepełnione statki odpływały, kierując się na północ.
Nad ranem przewożenie mężczyzn poczęło iść coraz składniej, gdyż do zatoki zawinęło setki okrętów, zwołanych radjodepeszami z zachodnich portów italskich.
Olbrzymia część mieszkańców miasta uciekała również drogą nad morzem. Ciągnęły długie sznury różnorodnych pojazdów, od wytwornej limuzyny począwszy, a kończąc na skrzypiących dwukołówkach, ciągnionych przez melancholijne muły i obojętnie odnoszące się do wszystkiego osły.
Małe dzieci wieziono w wózeczkach lub na taczkach.
Gromady ludzkie kroczyły w milczeniu, od czasu do czasu rzucając jeno poza siebie wzrokiem, jak gdyby w obawie, czy śmierć, widoczna w słupach ognia i chmurach dymu, okalających Wezuwiusz, nie idzie w ich ślady.
W połowie drogi do Aversa napotkano samochody, wysłane na rozkaz Rzymu z Caserty, Kapui, Gaety i Terraciny.
Falangi ludzi wynędzniałych z utrudzenia