Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dal swych cennych spostrzeżeń i wskazówek, wszyscy potracili głowy.
Do tego czasu, tam u szczytu góry, w piekle płomieni, w gradzie wyrzucanych z gardzieli kraterów kamieni, o krok od pewnej śmierci był ktoś, którego doświadczeniu i nauce można było zaufać, na którego radach można było śmiało polegać. Teraz tego „anioła-stróża“ zabrakło.
Niewiadomo było co czynić? Czy wydać rozkaz ewakuowania ludności na północ od miasta, czy też powstrzymać się od tego do czasu przybycia komisji uczonych, która rankiem wyruszyła z Rzymu na miejsce katastrofy?
Wreszcie około godziny trzynastej zdenerwowany prefekt otrzymał z Kapui telefonogram, komunikujący, że komisja, zatrzymana około Gaety przez wypadek automobilowy, minęła już Kapuję, spiesząc do Neapolu.
Prefekt i dowódca korpusu odetchnęli, rozumiejąc, że z chwilą przybycia komisji zmniejszy się znacznie odpowiedzialność, jaka dotąd ciążyła na ich barkach.
Odpowiedzialność w ostatnich godzinach stała się o tyle większą, że potoki lawy, spadające w dół trzema falami, poczęły docierać