Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i przerzucając się ze swym pomocnikiem półgłosem wygłaszanemi zdaniami.
Obeszli tak dokoła całe płaskowzgórze, mające nie więcej niż dwieście metrów średnicy.
Doktór Casape, poszeptawszy na uboczu z profesorem, podążył szybkim krokiem w stronę obserwatorjum, zabierając część pracowników ze sobą.
Martini ujął pod rękę Wyhowskiego.
— Pozwoli pan, wszak prawda? Zmęczyłem się i, co najważniejsze, zdenerwowałem — rzekł, pochylając głowę.
Szli tak przez dłuższy czas w milczeniu.
— Stało się to, czego obawialiśmy się od całego szeregu lat! — ozwał się wreszcie drżącym ze wzruszenia głosem. — Pomocnik mój, niestety, nie omylił się. Jesteśmy w przededniu utworzenia się nowego krateru. Oznacza to bezwątpienia, że siły podziemne wzmogły się... Chociaż główny krater milczy. Ale fakt ten nie dowodzi niczego! Obecnie milczy, a za minutę może przemówić... ba, nietylko przemówić, ale i ryknąć, jak on to potrafi!
Przystanął i wparł zatroskane wejrzenie w twarz swego towarzysza.
— Powiem panu, że nowy krater może stać