Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co państwo zamierzacie uczynić? — zapytał po chwili spokojnym już tonem. — Ja radziłbym udać się do Neapolu, gdzie napewno znajdziecie już państwo w dodatkach szczegóły zagłady Amalfji. Jeśli okaże się, że coś niecoś ocalało z niego, będzie czas udać się tam i jutro. Zresztą... W tamtą stronę nikogo na razie nie puszczamy ze względu na możliwość dalszego osuwania się gór.
Usunął się opodal, nie chcąc być świadkiem narady podróżnych.
— Podążymy do Neapolu! — zakomunikował mu po chwili Wyhowski. — Tylko...
Oficer skinął głową, domyśliwszy się o co mu chodzi.
Ruchem ręki przywołał jednego z karabinierów i polecił mu przeprowadzić podróżnych, aż do skrzyżowania dróg przed Castellammare.
— Stamtąd może pan udać się na północ, dokąd pan zechce! — zapewnił, ściskając dłoń Wyhowskiego. Wojskowym ukłonem pożegnał panie i skierował się ku nieszczęsnemu pociągowi.
Minąwszy Resinę, Wychowski zatrzymał auto.
— To jest droga do obserwatorjum! — rzucił, wskazując po prawej stronie szosę,