Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zapytał, rzucając błyskawiczne spojrzenie na pobladłe oblicza pasażerek.
Wyhowski, przedstawiwszy się, w krótkich słowach poinformował go, że widzi przed sobą wycieczkowiczów, którzy pragnęli okrążyć Wezuwjusz, czego obecnie uczynić nie mogą ze względu na przeszkodę poza Boscoreale.
— Wobec tego i wobec tych wypadków, jakich byliśmy świadkami, pragniemy powrócić czemprędzej do Amalfi! — zakończył swe słowa Wyhowski.
Twarz włocha zmierzchła w jednej chwili.
Obrzucił spojrzeniem kobiety i utkwił poważny wzrok w twarzy Jerzego.
— Czy państwo pozostawili tam kogoś... z rodziny... bliskich? — pytał powoli, akcentując każde słowo.
— Nie! — odparł żywo Wyhowski. — Oprócz rzeczy...
Oficer machnął obojętnie ręką.
— Dziękujcie zatem państwo Madonnie, że natchnęła was myślą wyjazdu z Amalfi! — odparł poważnym tonem.
— Amalfi już... nie istnieje! — dorzucił po chwili cicho, widząc ździwienie, wybiegłe na oblicza podróżnych na wspomnienie o Madonnie.