Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dostrzegł również i inny szczegół, który zmroził mu krew w żyłach.
Oto w zagłębieniu, pomiędzy linją toru,, a bocznym nasypem leżało kilkanaście ciał, zakrwawionych i zmasakrowanych w straszny sposób. Leżący pierwszy z brzegu mężczyzna nie posiadał zupełnie głowy, ni też lewego ramienia. Zamiast nich czerwieniła się olbrzymia rana, z której powoli ściekały na piasek nasypu wąskie strumyki krwi.
Następne ciało wyglądało jak łachman, rzucony na ziemię. Niepodobna było zorjentować się, gdzie jest głowa, a gdzie nogi nieszczęśliwej ofiary.
Wyhowski wzdrygnął się i odwrócił ku paniom.
Stały obie, przytulone do siebie, na siedzeniu, utkwiwszy rozwarte szeroko z przerażenia oczy w szereg leżących na zboczu nasypu ciał.
Po krótkiej chwili pani Athow, przymknąwszy oczy, osunęła się z cichym jękiem na siedzenie.
Amy, z twarzą, jak kreda białą, chwiała się na nogach. Wyhowski jednym skokiem znalazł się przy niej. Podparł ją ramieniem i złożył ostrożnie na poduszkach siedzenia.
W tym momencie tłum zakołysał się i po-