Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dążyli z powrotem tą samą drogą, jaką przebyli pół godziny temu.
W Boscoreale tłumy ludzi zalegały szosę, będącą zarazem główną ulicą wioski. Katastrofa nie przyczyniła tutaj widać większych spustoszeń. Wyhowski zauważył, że oprócz paru kominów zrzuconych wstrząsem ze szczytów dachów, wioska ma wygląd normalny.
Za Boscoreale szosę przecinała linja kolei żelaznej, okrążającej Wezuwjusz.
Już zdaleka dostrzegli powracający, że przed przejazdem kolejowym kupią się wielkie tłumy, powiększające się z każdą chwilą przez napływ nowych gromad, nadbiegających ze wszech stron.
Rychło dostrzegli przyczynę zbiegowiska.
Na lewo od szosy, w odległości zaledwie czerdziestu — pięćdziesięciu kroków od przejazdu dymiły szczątki rozbitego pociągu, tego samego, który spotkali, jadąc w stronę Terziano.
Lokomotywa, schodząc z szyn, przewróciła się na bok, wpoprzek plantu.
Wagon bagażowy i znajdujący się za nim wagon pasażerski, splótłszy się razem w potwornym uścisku, wpadły na tender loko-