Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cję, należy znaleźć odpowiedź na wyraźną zaczepkę pani Athow.
Utkwił przeto w jej twarzy doskonale obojętne i niefrasobliwe spojrzenie.
— Bo kuzynce nie zachciewa się nigdy, takich, naprzykład, rzeczy, jak kierowanie autem nad przepaściami — drwił. — To też prośbom jej trudno odmówić.
— Moja droga! — zwróciła się Daisy do Amy z powagą w głosie. — Skoro masz takie znaczenie u tego pana, poproś go, aby przez trzy co najmniej miesiące nie spojrzał na mnie, ani też nie przemówił ni jednem słówkiem! Inaczej nie ręczę za jego życie! — zapończyła patetycznym tonem.
Łagodnemi serpentynami poczęli zjeżdżać wdół. Minęli niebawem Castellammare i wypadli na drogę, wiodącą ku cmentarzysku Pompei.
Wyhowski podwoił szybkość. Przebiegali obok winnic, gęsto tutaj rozrzuconych, obok pinjowych gajów, drzemiących sennie, obok cichych domków, tulących się w cieniu cyprysów i rozłożystych drzew morwowych.
Niebawem znaleźli się na smutnej równinie, poszarpanej zwałami piasku i zawalonej stosami kamieni. Na prawo od drogi zamajaczyły we mgle oddalenia szare kolumny