Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Parę ciosów spadło równocześnie na jego szyję i ramiona.
Ostatkiem sił cofnął się na mostek.
Jeszcze jeden... dwa strzały, skierowane drżącą ręką i de Risor... anarchista i w prostej linji potomek Don Kiszotów... radykał i feodał zarazem... towarzysz socjalistów i jednocześnie dumny grand hiszpański zwalił się w ciemną otchłań wody, drzemiącej pod metalowem przykryciem hangaru.
Okrzyk tryumfu wydarł się z piersi tłumu.
Najbliżsi z atakujących wpadli na mostek. Jeszcze chwila i wedrą się na „Ptaka Nadziei”!
Lecz pierwsi, którzy stanęli na chwiejnych deskach mostu, przypłacili życiem swą odwagę.
Wydając rozpaczliwe krzyki przerażenia i bólu, padali ciężko w wodę, jeden po drugim.
To Wyhowski, wychyliwszy się z kabiny, strącał ich niechybnie celnymi strzałami.
Przerażony tłum począł się cofać w popłochu.
Jednem targnięciem dłoni strącił Wyhowski mostek do wody.
Dostęp do aparatu był przecięty.
Zawarczały śmigi i hydroplan, jak chyża