Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tafla wody, na której kołysał się lekko „Ptak Nadziei”.
Wyhowski jednym skokiem znalazł się w kabinie pilota.
— Niechaj panie zajmują miejsca w kajucie! — komenderował, bacznem spojrzeniem lustrując części motoru oraz sprawdzając zawartość benzynowych zbiorników. — De Risor! Zamknij pan bramę nareszcie! Inaczej zwalą się nam natychmiast na kark! — zakrzyknął do stojącego spokojnie w otworze bramy don Just’a.
Ten powoli, nie okazując ni cienia zdenerwowania, zamknął bramę, przekręcając klucz w zamku. Przedostał się przez ruchomy mostek, łączący „Ptaka Nadziei” z pomostem i przedstawiwszy się paniom, rozpoczął z niemi rozmowę, w której dał wyraz ubolewaniu, że nieszczęśliwy zbieg okoliczności zmusił je do opuszczenia Barcelony, tej „perły” Katalonji, przed zapoznaniem się z nią.
Rozmowę tę, prowadzoną przez obie strony z ożywieniem, przerwał nagle wrzask tłumu i dobijanie się do bramy.
De Risor przeprosił panie i zwrócił się do Wyhowskiego.
— Może już pan ruszyć? Najwyższy czas,