Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdyż brama gotowa nie oprzeć się tej bandzie!
Pochylony nad motorami, Wyhowski wzruszył ramionami.
— Ktoś niepowołany, zapewne jakiś tutejszy mechanik, zbytnio interesował się nowymi modelami silników, manipulując nieostrożnie koło nich, gdyż część wentyli ma obluzowane pokrywy! Pozatem musiało zaciekawić go równieżż i magneto... coś tam w niem szwankuje! Magneto mogę poprawić na pełnem morzu, lecz wentyle należy bezwarunkowo umocnić! Głupstwo to, lecz zawsze jakieś osiem... dziesięć minut!
Don Just zasępił się widocznie.
— Brama może nie wytrzymać tak długo! — rzekł przyciszonym głosem, pochylając się ku Wyhowskiemu.
— Ostatecznie... mam broń, której nie zawaham się użyć w decydującej chwili! — warknął ten przez zęby, nie odrywając się od gorączkowej pracy.
Oczy hiszpana błysnęły energją. Wyprostował się i rzucił cicho:
— I ja mam również broń! Może ich jakoś powstrzymamy.
— Pan, naturalnie, jedziesz z nami? — rzu-