Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dne, słodkie wina z Alikante, mocne wina z Leridy i nieporównane w smaku nektary z winnic, zalegających stoki Calatayud i Logrono.
Większość pijących chwiała się już na nogach. Śpiewy, beztroskie, pijackie śmiechy i zacięte kłótnie wybuchały równocześnie.
Niektórzy z tłumu dostrzegli limuzynę.
Spora gromada, wrzeszcząc dziko, biegła ku niej.
— Do hangarów! — huknął Wyhowski. — Jeśli którakolwiek brama będzie otwarta, jesteśmy uratowani!
De Risor popędził wzdłuż metalowych ścian hangarów, pustych obecnie i niemych zupełnie.
Jedna z bram była nawpół rozwartą.
Wychowski wyskoczył z auta i zajrzał do wewnątrz.
— Dzięki Bogu! To hangar „Ptaka Nadziei“! Dalej... szybko do środka! Musimy zamknąć bramę, gdyż inaczej banda nie pozostawi nam nawet tyle czasu, aby móc zapuścić motor!
Wewnątrz hangaru, wzdłuż metalowych jego ścian, biegł dwumetrowej szerokości drewniany pomost. Poniżej niego czerniała