Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bieg maszyny stwarza przychylne dla napaści tłumu warunki, skutkiem czego może każdej chwili dojść do niepożądanego starcia.
Przeskoczył na siedzenie obok de Risora.
— Puść pan maszynę całym pędem! — krzyknął temu ostatniemu w ucho. — Ja będę pilnował sygnału!
Hiszpan nadał limuzynie szybki pęd. Minęli jedną i drugą przecznicę bez wypadku. Tłum z obawy o swą skórę umykał z jezdni na chodniki, wygrażając jadącym pięściami.
Minąwszy dość pusty, niewielki Plaza de Tario, ujrzeli przed sobą szeroką Barrio de Hortaleza. Wypadli na nią, ciesząc się w duchu, że kręte, cuchnące zaułki ubogiej dzielnicy, pozostały poza niemi.
Po upływie dziesięciu conajwyżej minut znaleźli się przed ogrodzeniem, okalającem teren portu. Pędzili kilkaset metrów wzdłuż ogrodzenia i de Risor ostrym wirażem wjechał w bramę, znajdującą się nawprost hangarów, w których znajdował się „Ptak Nadziei“.
Znalazłszy się w obrębie portu musieli zwolnić znacznie bieg maszyny ze względu na stosy towarów, zalegających każde wolne miejsce.