Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grzmiący dotąd bezustannie, ucichł jak gdyby na komendę.
Wyhowski domyślił się, że przyczyną zamilknięcia artylerji była bomba, rzucona zapewne również z okna lub dachu w sam środek baterji. Donośny, akcentem tryumfu i dzikiej radości brzmiący okrzyk tłumu, dobiegający od strony placu, był aż nadto dostatecznem potwierdzeniem jego przypuszczeń.
Tymczasem limuzyna, minąwszy w szalonym pędzie grupkę żołnierzy i koni, tulącą się za węgłem narożnika, wpadła w poprzeczną ulicę, na której kupili się w gromadki przestraszeni przechodnie.
Niektórzy z nich usiłowali krzykiem i ruchem rąk zatrzymać limuzynę, lecz de Risor, gnał, jak opętany, pragnąc jak najprędzej znaleźć się na szerokiej Barrio de Hortaleza, wiodącej do portu.
W tym celu ominął ruchliwe śródmieście i pędził bocznemi ulicami, zamieszkałemi przez uboższą ludność Barcelony.
Lecz niebawem począł żałować, że obrał tę drogę.
Ulice nie były, jak przypuszczał, puste. Owszem panował na nich, pomimo wczesnej pory ożywiony ruch.