Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gotów każdej chwili! — dorzucił, usiłując przekrzyczeć huk wystrzałów.
Wyhowski wypadł za drzwi w tym momencie, gdy działa przemówiły po raz wtóry.
Tym razem grzmot wystrzałów był o wiele donioślejszym. Widocznie baterja strzelała salwami.
De Risor wychylił się poza okno.
Linja żołnierzy u wylotu ulicy strzelała bezustannie. Mgła pod wpływem wstrząsu powietrza, wywołanego wystrzałami, znikła szybko. Na placu „d’Asuncion“ widniało setki ciemnych postaci, przebiegających plac w różnych kierunkach.
Następujący nie żałowali również nabojów, gdyż coraz częściej rozlegał się w ulicy przejmujący gwizd kul. Niektóre z nich uderzały z głuchym stukotem o mury domów, odrywając kawały tynku. Od czasu do czasu przeraźliwie zabrzęczało szkło rozbitej szyby okiennej.
W kurytarzach hotelu panował żywy ruch.
Co chwila trzaskały drzwi, zamykane w nerwowym pośpiechu, rozlegały się szybkie kroki biegnących, wybuchały gorączkowe zapytania i brzmiące przestrachem okrzyki zbudzonych piekielnym hukiem wystrzałów gości.