Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tam, dwietrzecie terytorjum Stanów Zjednocźonych stałyby dzisiaj również pod wodą! A tak nie jest! Nowy Orlean i Galveston, aczkolwiek zrujnowane, prawie, że doszczętnie, istnieją, a na dnie morza leżą olbrzymy górskie, z których niejeden, jak naprzykład Orizaba, wznosił się w górę grubo powyżej trzech tysięcy metrów! Ot... masz pan teraz prawdę swych „optymistów”! — zakończył zapalając papierosa i wyciągając się wygodnie na fotelu.
— Tak... masz pan niezbitą niczem rację! — przyznał po chwili de Rizor. — Że też ja, czytając ten artykuł, nie zwróciłem uwagi na tak jaskrawą nielogiczność! — dorzucił zirytowanym nieco tonem.
— Uspokoję pańską irytację tem, że artykuł napisany był błyskotliwie i z piekielną zręcznością, na co wielu dało się schwytać! — pocieszył go Wyhowski.
— Dziękuję za wyrozumiałość! — zaśmiał się żartobliwie hiszpan. — Ale uprzejmość państka nie zmieni faktu prześlepienia przezemnie w artykule najważniejszego, a mianowicie tego, czego w nim nie było, a czego należało się domyśleć! Wystawia to niezbyt pochlebne świadectwo mej spostrzegawczości. Ale mniejsza z tem! Co to... zapomnie-