Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

macierzystego łona... Pozostały na miejscu, gdyż lądu... już... nie było!
Hiszpan milczał przez chwilę, utkwiwszy nieruchomy wzrok w jasnym kręgu światła, rzucanego przez stojącą na stole lampę.
— Ostatecznie... to trudno sprawdzić! Nikt stamtąd nie wyszedł żywy... — mówił powoli.
Wyhowski uśmiechnął się.
— Nikt nie wyszedł żywy... zgoda na to! — przerwał słowa de Risora. — Tem niemniej istnieją jeszcze dzisiaj niewzruszone dowody, że tak było w istocie!
Don Just podniósł głowę, odrywając wzrok od jaskrawej plamy światła.
— Dowodami tymi są pomiary, dokonane natychmiast po opadnięciu wód w Nowym Orleanie, w Galwestonie i na wybrzeżach Wenezueli i Kolumbji. Otóż... wykazały one, że poziom wody, tak w zatoce Meksykańskiej, jak i na morzu Antylskiem, nie podniósł się ni na jeden centymetr ponad poziom wód przed katastrofą! Pojmuje pan! Ni... na... jeden... centymetr! — powtórzył, akcentując wyraźnie swe słowa.
Wyczekał chwilę i podjął dalej:
— Czyż trzeba jeszcze więcej dowodów? Jasne, jak słońce, że tak właśnie było, jak mówię! Inaczej... połowa conajmniej... gdzie