Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lennika tej idei, lecz natychmiast wybiłem sobie z głowy tę nierozsądną myśl — mówił, bawiąc się otwieraniem i zamykaniem papierośnicy. — Co zaś do tego potępienia, to ma pan słuszność zupełną! — namyślał się przez chwilę, jak gdyby dobierając słów. — Są ludzie, którzy twierdzą uparcie, że religja jest zabójczą dla człowieka, tumaniąc go i odwracając uwagę jego od rzeczywistych prawd. Nie podzielam tego zdania, już chociażby dlatego, że religja jest kultem, a nie ideją lub doktryną! To są olbrzymie różnice... prawda, panie! — uśmiechnął się zadowolony, dostrzegłszy potakujący ruch głowy Wyhowskiego. — Natomiast stanowczo twierdzę, że socjalizm, jako idea uszczęśliwienia ludzkości, jest, co najmniej, grubem nieporozumieniem, gdyż sam system uszczęśliwiania polega na wznoszeniu nadbudówek na rozsypujących się w pył fundamentach. Powiedz pan, jakżeż może być trwała taka nadbudówka? Bezwzględnie runie, czego najlepsze bodaj przykłady mieliśmy już na wschodzie Europy! Panie, wielkiego dzieła, mającego przynieść światu szczęście, nie stawia się na ruchomem, osuwającem się wgłąb ziemi, trzęsawisku! A trzęsawiskiem tem jest wszystko, co istnieje na ziemi! Ideje... spo-