Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

by do siebie. — Ba... toć, zdaje się, nic mądrzejszego nie wymyślono również od tego czasu, jakkolwiek umysł ludzki mniema, że sumą szczęścia ludzkości jest suma nowych idei... nowych dróg... nowych wynalazków! Absurd! — zakrzyknął żywo, wzruszając pogardliwie ramionami. — Dlatego, że, zamiast chodzić piechotą lub wlec się na grzbiecie wielbłąda setki mil całymi miesiącami, człowiek dzisiejszy przelatuje taką samą przestrzeń aeroplanem, ludzie dzisiejsi nie są więcej szczęśliwsi od swych przodków z epoki krzemienia łupanego! I świat nie jest również lepszym... o nie... świat podleje coraz więcej... coraz bardziej jest złym! Żadne ideje... żadne wynalazki nie zmienią tego!
Wyprostował się i utkwił w nieruchomej twarzy Wyhowskiego rozgorączkowane spojrzenie.
— I dlatego socjaliści, opierając swój system uszczęśliwienia świata na podstawie najnowszych spostrzeżeń nad życiem zbiorowisk ludzkich, są jak dzieci, dostrzegające jedynie skutki, a nie zastanawiające się nad ich przyczynami!
Odrzucił się na oparcie fotelu i dokończył twardo.
— I dlatego jestem... anarchistą!