Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tacy ludzie potrafią śmiać się sardonicznie przez całe swe życie, natomiast nie mogą uśmiechać się szczerze i niefrasobliwie.
I dziwna rzecz! Ludzie ci nie przeklinają, nie winią nigdy innych. Nienawiść, będąca jedynym podłożem ich stanu duchowego, nie zwraca się nigdy specjalnie przeciw poszczególnym jednostkom.
Jest to nienawiść uogólniona, rzec można... bezosobowa.
Zazwyczaj nie są to ludzie źli, natomiast zawsze są to ludzie bezgranicznie nieszczęśliwi.
Jednym właśnie z takich nieszczęśliwych był siedzący naprzeciw niego de Risor, który tymczasem ochłonął już ze wzruszenia, jakkolwiek ręka jego, rozlewająca wino w kieliszki, drżała jeszcze lekko, a czoło raz po raz fałdowało się gwałtownie pod naporem uporczywych myśli.
Podniósł kieliszek i przez chwilę wpatrywał się weń uważnie.
— „In vino veritas“! — rzekł z ironicznym nieco uśmiechem. — Bodaj że to jest najmądrzejsza maksyma z tych wielu, jakie pozostawił nam świat starożytny!
Jednym haustem opróżnił kieliszek.
— „In vino veritas“! — powtórzył, jak gdy-