Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ża się o demokracji pogardliwie? Co... prawda? Rzeczywiście... to jest pyszny kawał, który bawił nawet mnie samego... kiedyś... w tych czasach, gdy wogóle coś mogło mnie jeszcze bawić!
Zaciągnął się papierosem, wydmuchnął pod sufit parę misternych kółek i, utkwiwszy w Wyhowskim przenikliwe spojrzenie swych bystrych źrenic, rzucił nagle tonem, który mógłby być przyjęty za poważny, gdyby nie zaledwie uchwytny akcent ironji.
— Czy wogóle zastanawiał się pan kiedykolwiek nad tem, co to jest sprawiedliwość?
Wyhowskiego zaskoczyły nieco te słowa.
De Risor dostrzegł to, gdyż uśmiechnął się pobłażliwie.
— Nie... prawda! Ale to nic strasznego! Któż z logicznie myślących, powtarzam, logicznie myślących traciłby marnotrawnie czas nad rozstrzygnięciem tej kwestji, która przecież oddawna jest rozstrzygniętą na zawsze? Bo tak jest... niestety! Wogóle sprawiedliwość, jako pojęcie odrębne, zupełnie samoistne, była pierwszem bodaj zagadnieniem, jakie naprawdę zaciekawiło człowieka. Sprawiedliwość jest logicznym i jedynym wynikiem chłodnego, trzeźwego zapatrywania się na fakty. Człowiek wykonywał