Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siadł na jednym z fotelów, rozstawionych licznie pod ścianami holu.
Słychać było, jak przybyli rozbierali się z palt na parterze i jak później wolno wstępowali po schodach na górę.
Na jednym z zakrętów przystanęli.
Do uszu pań i Wyhowskiego dobiegły słowa profesora Athowa.
— Więc zdaniem twoim, Edwardzie, istnieje pewna łączność pomiędzy tą sprawą z przed trzema miesiącami a tem, co się dzieje teraz?
— Bezwątpienia! — brzmiała odpowiedź Deveya.
— Nie widzę jednak żadnych danych, któreby to stwierdzały napewno! — upierał się Athow. — Hipotezy Remognera wydają mi się zbyt śmiałe... zbyt, że się tak wyrazić można, fantastyczne.
— Fantastyczne? — dziwił się lekko Devey. — No więc dobrze... niechaj będą fantastyczne, ale, proszę cię w takim razie, znajdź inną przyczynę zjawisk na morzu Arktycznem!
Wyczekał chwilę, jakgdyby spodziewając się odpowiedzi kolegi, poczem mówił dalej:
— Nie masz wytłumaczenia? Prawda? A więc jedynem logicznem przypuszczeniem,