Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kto wie... może właśnie ów łaknący wiecznie sensacji jego współbiesiadnik przyłożył również rękę do dzieła wywołania krwawych zamieszek, aby tylko ucieszyć oczy i nerwy widokiem brutalnych scen walki?
Degenerat... fantasta, czy też świadomy swych czynów spiskowiec?
— Cóż w tym wypadku skrzesało ową iskierkę? — zapytał, nawiązując rozmowę do słów ostatniego zdania don Justa.
Ten wzruszył ramionami, jak gdyby zaznaczając tem, że kwestja ta nie odgrywa tutaj poważniejszej roli.
Na usta jego wybiegł lekceważący uśmieszek.
— Oficjalnym powodem będzie zapewne jakiś nigdy nie kończący się spór pomiędzy robotnikami, a właścicielami kopalń i fabryk — informował niedbałym tonem. — Ale... — tu przerwał na chwilę, obserwując kątami źrenic Wyhowskiego — ale w tym wypadku, w związku z wiadomościami o katastrofalnem zniszczeniu południowo-zachodnich prowincji, rzeczy mogą przybrać całkiem niezwykły obrót. Anarchiści nie tracą czasu! — dorzucił tonem głębokiej pewności.