Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zdobył na mnie Pamplonę i Saragossę, przepędził z pod Calatayud, rozproszył pod Ocana i wreszcie zabrał Madryt, jak swój! Taki to był zacięty militarystyczny socjalista! Eh... panie!
Westchnął i zamyślił się na chwilę.
— Złoty chłop! — szepnął po chwili. — Pamiętam ,kiedy podczas zdobywania Saragossy zwróciłem mu żartem uwagę, że jego żołnierze poczynają sobie zbyt okrutnie, odparł, że wojna to nie jest salon, albo jakaś tam głupia ,monotonna dyskusja na kongresie socjalistycznym!“ Tem powiedzeniem zaimponował mi tak, iż odtąd bez szemrania grałem rolę wszystkich nieszczęśliwych przeciwników cesarza, obtłukiwanych przez niego na setkach pól bitewnych. Jednej tylko bitwy nie rozegraliśmy nigdy, chociaż zabieraliśmy się do niej kilkakrotnie. Bitwą tą było... Waterloo! Widziałem, że przeżywanie jej wraz z Thiersem robi mu szaloną przykrość ze względu na cios, jaki zadała ona epopei napoleońskiej i uwielbianemu przezeń „małemu kapralowi“.
Utkwił w twarzy Wyhowskiego poważne spojrzenie swych źrenic.
— I wówczas dostrzegłem i pojąłem tę siłę moralną, jaka czyniła w średniowieczu